W poprzednich dwóch odcinkach zrobiłem małe wprowadzenie do naszego wirtualnego sklepu rowerowego, jakim dziś jest rynek rowerów w Polsce. Mogę śmiało powiedzieć – dziś nie jest problemem kupić rower – wybierasz w internecie model, robisz przelew i rower jest w domu. Lub idziesz do jednego z wielu sklepów, patrzysz, płacisz i wyjeżdżasz na rowerze.
Ale dalej pozostają podstawowe pytania: który rower wybrać, żeby był najlepszy. Dla mnie. Bo to nadal jest najtrudniejsze pytanie, na które musi sobie każdy z nas, rowerzystów, odpowiedzieć.
Tak więc ogólnie z 1 części znamy już rodzje rowerów. W drugiej przedstawiłem swój ranking rowerów, podkreślam swój, bo ten ranking opiera się na moim wieloletnim doświadczeniu, a nie na porównywaniu jakiś konkretnych dwóch modeli.
A w tej części postaram się wyjaśnić, jakie założenie musi przyjąć kupujący przy wyborze roweru i jakie ja bym przyjął.
Jak napisałem – wchodzimy do sklepu, a tam mnóstwo rowerów i jest pytanie: a może ten – szosowy?, a może ten – enduro?, a może zjazdówka?, a może po prostu trekking?
Też tak miałem: gdy wybierałem 17 lat temu swój pierwszy górski rower. Tyle, że ja sam musiałem przedrzeć się przez różne informacje, katalogi i przejść na pieszo wiele sklepów.
I przyznam szczerze, że gdyby dziś ktoś mnie zapytał: jaki pan radzi wybrać rower na początek, też bym odpowiedział tak jak wtedy sobie sam odpowiedziałem. Góral, po prostu góral.
W moim przypadku na wybór tego roweru miały wpływ także inne zdarzenia. Otóż kiedyś w maju 1998 roku widziałem jak na rowerach chłopaki skaczą po betonowych płytach. Czyli trial. Rowery były piękne – jakby dzieła sztuki. I oni mi powiedzieli, że to są rowery górskie na kołach 26 cali (wtedy innych nie było). A potem zobaczyłem jak na tych rowerach ludzie zjeżdżają w Szklarskiej Porębie – na sztywniakach po nartostradzie, takie prędkości? No tak.
I wtedy decyzja była jedna: chcę górala. Bo są to rowery bardzo wytrzymałe, bardzo piękne i bardzo wszechstronne.
Krótka historia roweru górskiego
Bo wszystko zaczęło się w Kalifornii pod koniec lat 60. Grupa znajomych wykorzystała stare rowery miejskie na kołach 26 cali i zaczęli zjeżdżać po górskich drogach. Wśród nich był m.in. Gary Fisher. I miał on wcześniej doświadczenia z kolarstwem szosowym. Ale gdy wpadli na ten rodzaj zabawy, Gary już przede wszystkim zajął się góralami. Co było w tych rowerach, że różni ich od rowerów szosowych. Otóż w rowerach miejskich stosowało się szerokie opony – średnio 2 cale, a kolarzówki mają opony zazwyczaj około 1 lub nieco więcej cala szerokości. Co to daje – na asfalcie kolarzówka jedzie szybciej, ale na górskim szlaku właściwie jest bezbronna. Czyli dla kolarzówek pozostaje tylko szosa, a my nie możemy nawet doświadczyć tej przyjemności, którą daje zjazd górską drogą, szlakiem.
Co mówi Gary
Gdy spotkałem się z Gary Fisherem w Warszawie w 1998 roku, zapytałem, cóż takiego jest w kolarstwie górskim, że taki sport wybrałeś? Odpowiedział mniej więcej tak: jest to jak jazda kolejką górską: jest potężna dawka adrenaliny, radości i emocji. Jest zabawa.
Ta krótka rozmowa pozostała w mojej pamięci na zawsze i wtedy zrozumiałem też ideę kolarstwa górskiego: tutaj chodzi o duże emocje i adrenalinę.
Dlaczego więc wybrałem rower górski?
Bo rower górski hardtail jest najbardziej uniwersalnym – według mnie- rowerem. Nadal można nim jeździć po szosie – choć nie tak szybko, jak na klasycznej kolarzówce. Można nim zjeżdżać po górskiej ścieżce, można nim pojechać do miasta, można wyjechać za miasto na wycieczkę ze znajomymi, można obładować go sakwami i wyruszyć na kilkudniową wędrówkę. Można skakać nim po murkach i z murków, można startować na nim w maratonach kolarskich dla amatorów, a także ścigać się w wyścigach cross country. No i zrobić podstawowy trening kolarski. I to wszystko na tym samym jednym rowerze – na góralu, czyli hardtail.
Tak więc ja swoim znajomym zawsze polecam jako pierwszy rower zwykłego górala, z średniej półki cenowej, lub nawet nieco niższej. Bo ten pierwszy rower to jest do wszystkiego i niestety, będziemy musieli przejść na nim także wszystkie trudy nauki jazdy – urwiemy hak przerzutki, poprzewracamy się wiele razy, być może zcentrujemy koło.
Dopiero po kilku latach można kupić sobie droższy rower. Albo gdy będziemy już w pełni przekonani, co do naszej dalszej drogi kolarskiej, a więc preferencji, czyli co chcemy jeździć: wybrać szosę, zjazdówkę, enduro, czy trekking.
Ale góral jak dla mnie jest podstawowym rowerem na początek.
Pozostaje jeszcze wybór wielkości koła. Ale to temat na inny wpis.