Od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad tym wpisem. To znaczy: trening kolarski amatora. Bo zadajecie mi takie pytania – na przykład czym się różni od treningu zawodowca, czy jest ciężki, po co taki trening no i co ja wiem o takim treningu. To zacznę od końca: jak wiecie, od 2005 roku startowałem w maratonach rowerowych systematycznie, co roku, a moje minimum to było pojechać tyle imprez, ile jest wymagane do klasyfikacji generalnej. A było to różnie przeważnie około siedmiu. Co to oznacza? Że przed takim sezonem musiałem robić bardzo konkretne treningi przygotowujące do takiego wysiłku. I w dodatku nie byłem zawodowcem, to znaczy kolarstwo nie było moim głównym źródłem utrzymania. A więc miałem pracę i musiałem (chciałem) pogodzić ją z treningami.
I w ten oto sposób już we wstępie zdradziłem wam, najważniejsze cechy charakteryzujące trening amatora. To znaczy: jest ciężki i wymaga ogromnej dyscypliny; aby go zrealizować potrzeba ogromnej determinacji, skomplikowanych zabiegów logistycznych, siły woli, mocnego charakteru, upartości i wytrwałości w drodze do celu. No i poświęcenia (jakże cennych) swoich pieniędzy. I do tego nie ma gwarancji, że cel zostanie osiągnięty – na przykład miejsce na podium w klasyfikacji generalnej.
Najpiękniejszy moment życia – kawałek metalu zawieszony na szyi. Bezcenny. Droższy niż złoto. III miejsce na Skandia Maraton, Bielawa, 2010
Ale powiem wam szczerze: gdy słyszysz swoje nazwisko wyczytywane przez spikera, który wywołuje ciebie do dekoracji, i gdy się wspinasz po schodkach na scenę, i gdy podchodzi ważna osobistość, bierze z tacy medali ten twój, i zawiesza go tobie na szyję, to jest to największa nagroda dla amatora. Uczucie absolutnego niewyrażalnego, nieprzeliczalnego na żadne pieniądze szczęścia. Jak w dawnych czasach: laur zwycięstwa. A wszelkie inne nagrody – także te pieniężne i rzeczowe to tylko dodatek.
Bo powiem wam jeszcze bardziej szczerze: nie dla nagród człowiek trenuje i się ściga. Ale żeby pokonać siebie, przełamać własną słabość, sprawdzić gdzie są własne granice i co mnie ogranicza. Zwyciężyć siebie i walczyć ze sobą, i wygrać. A ten medal to tylko taki namacalny znak: zrobiłem to. Dokonałem niemożliwego. Wygrałem.
Co to znaczy, że trening jest ciężki
To zacznijmy od tego, że kolarz amator to w większości ktoś, kto zaczyna trenować – lub dokładniej – jeździć systematycznie na rowerze w pewnym momencie swojego życia. Bo tu chodzi o to, że naturalny nabór, czyli selekcja, to są to wczesne lata szkolne. Tak koło 8-10 roku życia. Wtedy to widać, który organizm jest lepiej obdarowany przez naturę wydolnością, zwinnością, sprawnością. I zazwyczaj – gdy ma taką szansę – trafia do sekcji kolarskiej. Tam spotyka się systematycznie na treningach i się kolarsko rozwija. A potem startuje w zawodach i jeżeli ma jeszcze pewne cechy, wygrywa zawody i staje się mistrzem olimpijskim.
Z amatorami tak najczęściej jest, że w pewnym wieku postanawiają zacząć trenować kolarstwo. I tu żeby nie było, że coś wymyślam. Bo piszę to też na własnym przykładzie. Nie będę zdradzał wszystkich swoich powodów, dla których zacząłem jeździć na rowerze i trenować (choć przez wiele lat do prawdziwych treningów wiele mi brakowało). Jednym z tych powodów była, że tak powiem, nuda. Czyli wszystko pokładane, praca, dzieci, dom i zauważyłem, że w tym całym kołowrocie moich spraw nie mam miejsca na mnie samego. Że nie ma już nic, co mnie nakręca, czyli daje motywację do życia. Bo się przekonałem, że człowiek – może nie wszyscy, ale na pewno ja, musi mieć coś takiego, jakąś swoją ideę, o której myśli i która go napędza, która powoduje, że ma o czym myśleć i rano wstawać, iść do pracy i zarabiać pieniądze. Aby je potem na tę swoją ideę wydawać. Taki cel. Taką górę, którą chcę zdobyć.
Bo gdy człowiek nie ma takich swoich celów, takich swoich gór, takich szczytów, które chce zdobyć, to marnieje, kurczy się w sobie, nie ma na co czekać, nie ma powodów do ekscytacji, wzruszeń. A uważam, że człowiek ma prawo do małych wzruszeń i radości.
I to był ten jeden z powodów gdy po 30. postanowiłem zacząć jeździć na rowerze. Dlaczego o tym piszę. Bo to jest tak, że kolarz-amator wybiera kolarstwo, a nie kolarstwo wybiera kolarza. To znaczy, że my trenujemy kolarstwo także wtedy, a najczęściej właśnie zazwyczaj, dlatego że chcemy – i tu tak szczera prawda – choć czasami nasz organizm nie ma cech odpowiednich dla trenowanie kolarstwa. Ale w sumie jest to piękne. Jestem kolarzem, bo chcę, choć może moje predyspozycje fizyczne nie są do końca odpowiednie.
Czym się różni od treningów kolarzy zawodowych
Mówiąc kolarze zawodowi mam na myśli tych sportowców, którzy podpisują kontrakt i zobowiązują się do startów w zawodach. Oczywiście, otrzymują pieniądze, ale jednocześnie zobowiązują się do odpowiednich przygotowań, startów w zawodach i osiągania zakładanych wyników. A to mówiąc wprost ustawia życie zawodnika – a więc i jego rozkład dnia, plany rodzinne, plany wyjazdowe pod treningi.
Jeden z elementów przygotowania do sezonu. Zgrupowanie. Przesieka, 2011. Ja pierwszy z lewej. W środku Darek Poroś.
Tak więc po pierwsze dla niego najważniejszym punktem dnia jest praca, czyli trening. U nas kolarzy-amatorów pierwszym punktem jest praca zawodowa, a dopiero później trening. I tu jest ta trudność. Bo kolarz-amator, który chce osiągać wyniki, musi trenować systematycznie, czyli zgodnie z planem treningowym po swoich godzinach pracy. I dlatego jest to ciężki trening. Bo przecież często jest tak, że w pracy była trudna sytuacja, stres, jesteśmy zmęczeni. I nie ma nic na wytłumaczenie. Po pracy, czy przed pracą trzeba zrobić trening. Nie chcę tu dodawać, że systematyczność w treningu jest bodaj najważniejszym warunkiem. Jeden nie zrobiony zgodnie z planem trening wpływa na cały układ.
Bo plan treningowy – układany przez trenera – to pewien łańcuch obciążeń. Każdego dnie są jakieś obciążenia, łączą się one w całość, aby po właściwie przepracowanym cyklu dać optymalny efekt. Jeżeli dziś nie pojedziesz na trening, to zaburzasz plan i wpływasz na organizm. A trening to wypracowywanie pewnej cechy fizycznej, choć jak najbardziej ta systematyka i dokładność zależy od naszej silnej woli.
Tak więc najczęstszym błędem kolarzy-amatorów jest odpuszczanie (rezygnowanie) z jakiegoś treningu – bo mi się nie chce, bo miałem ciężko w pracy. I w tym mamy trudniej niż zawodowcy. Bo trening trzeba zrobić.
Czy jest ciężko
Jest bardzo ciężko. Bo kolarstwo to ciężki sport. Kto wie, czy nie najcięższy. Bo umiejętność jazdy po 5 -7 godzin dziennie trzeba wyćwiczyć. Czyli że w cyklu przygotowawczym takie jednostki też są planowane. No chyba, że absolutnie nie mamy możliwości, aby realizować takie treningi, no to wtedy przygotowujemy się do krótszych dystansów, a więc jednostki treningowe są odpowiednio krótsze.
Troszkę opisałem o tym, że to my wybieramy kolarstwo, a nie kolarstwo nas. To oznacza, że czasami są pewne cechy, których nie mamy i nad którymi musimy bardzo długo pracować. I takie treningi to rzeczywiście jest przełamywanie samego siebie.
Brązowy medal na Mistrzostwach dziennikarzy w maratonie mtb, Świeradów, 2011.
Pisałem też o tych celach. Bo powiem wam szczerze: jeżeli nie masz 150% motywacji, to nic z tego nie będzie. Jeżeli w twojej głowie nie ma jasno postawionego realnego celu, to nie będziesz miał siły nawet do tego, aby się motywować do treningów, a co dopiero do wyjścia na rower i zrobienia zadań treningowych.
A te treningi to na przykład jazda w mróz i deszcz. I gdy wracasz do domu, a palce przymarzają do butów, to pytasz się siebie: po co to robię? Czy rzeczywiście jeszcze jestem normalny? Czy rzeczywiście warto? Albo gdy dygoczesz z zimna na rowerze, a do domu jeszcze godzina jazdy i się pytasz: czy to jest kolarstwo? Co ja robię? Czy to jest racjonalne? No to wiedz o tym, że to jest właśnie kolarstwo. Tak, kolarstwo to: jazda wbrew wszystkim i czasem nawet wbrew sobie. Walka ze wszystkimi, i przede wszystkim ze sobą. Nie dość, że pod górę, to jeszcze pod wiatr i w zamarzającym deszczu.
Ale dlatego ta nagroda jest taka cenna, bo jak już pisałem – nie ma nic piękniejszego, od tego momentu, gdy po tych przynajmniej kilkudziesięciu, a często ponad stu treningach, wywołują twoje nazwisko, i wchodzisz na podium i zawieszają ci kawałek blachy, i czujesz się szczęśliwy. Bo ten kawałek metal jest droższa od złota. Bo ta blacha, to te wszystkie najgorsze chwile, te wszystkie deszcze i mrozy i przemarznięte ręce na kierownicy, te wszystkie momenty, które dały ci to zwycięstwo. I to jest kolarstwo.
Kolejny z tych najpiękniejszych momentów w życiu: 7. miejsce w klasyfikacji generalnej Bike Maraton, Kielce 2011 r.
No i na koniec też napiszę, że to nie są historyjki kolarskie opowiadane w internecie. Ja wszystko to sam przeżyłem – jazda na rowerze w mróz, deszcz i przemarznięte ręce, stopy. I tak ciężkie cykle treningowe, że liczyłem dni – kiedy to się wreszcie skończy, ile dni do ostatniego treningu cyklu. Bo też dodam: przerwanie cyklu treningowego z powodu: już więcej nie wytrzymam, już nie daję rady – spowoduje stratę tego, co wypracowałeś wcześniej. Zabraknie tej jednej najważniejszej podpory. I też dodam, że trener tak ustawia plan dla swojego zawodnika, aby mógł go wykonać, choć ostatnie treningi mogą być ciężkie lub bardzo ciężkie.
I jeszcze jedna uwaga: nie daję moim zawodnikom żadnego obciążenia, treningu, cyklu, którego sam nie przeszedłem – że tak powiem – którego nie przerobiłem i nie sprawdziłem na sobie. Wszystko co zalecam, sam przećwiczyłem. Dlatego wiem, że trening amatora jest ciężki. Ale jakże piękny. I jest możliwy do zrealizowania. A finał na podium jest najpiękniejszym momentem w życiu.
Kontakt: treningkolarski@gmail.com lub telefonicznie: 506 157 484