Zawsze jest ten sam problem, gdy człowiek zaczyna jeździć na rowerze – co wybrać: kolarstwo szosowe czy górskie? Bo gdy już człowiek trochę pojeździ, to problem sam się rozwiązuje. I wie, co ma wybrać.
No dobra, napisałem trzy zdania i nadal nie udzieliłem żadnej porady. A przecież Ty, drogi Czytelniku, chcesz odpowiedzi. No właśnie – już udzieliłem tej odpowiedzi – gdy trochę pojeździsz, będziesz wiedział, co masz wybrać.
Przejdźmy do konkretów. Dlaczego dopiero, gdy pojeździsz, będziesz wiedział, co masz wybrać? I tu pierwsza konkretna odpowiedź: bo dopiero z czasem przyjdzie myśl, co lubisz robić najbardziej na rowerze. Bo dopiero gdy spróbujesz różnej jazdy, poczujesz to w swoim sercu. Twoje serce odpowie ci, co chcesz jeździć.
Znowu ble, ble, ble, a my chcemy konkretu!!!
Konkret jest taki: w ostatecznym wyborze o tym, na jaką dyscyplinę kolarstwa się zdecydujesz, będą miały wpływ przeróżne czynniki i twoja decyzja powinna od nich zależeć.
Teraz to już popłynąłem. No dobrze już się tłumaczę.
Na początku człowiek jest zafascynowany wszystkimi rowerami i myśli: a może kupię sobie rower szosowy, a może górski, a może enduro, a może zjazdówkę? A może rower na dalekie wyprawy? A może przełajówkę i będę trenował? Też tak miałem. I nawet kiedyś policzyłem, że potrzebuję siedmiu rowerów, aby móc się kolarsko spełniać.
A potem przyszła rzeczywistość. I wnioski po odpowiedzi na następujące pytania:
– Na ile treningów w tygodniu mam czas?
– Czy trenuję, aby startować w zawodach? Gdzie są te zawody, ile będzie mnie kosztował dojazd, zakwaterowanie i start w tych zawodach?
– Czy mam predyspozycje do tej dyscypliny kolarstwa?
– Jaką jazdę tak naprawdę lubię jeździć?
Dlaczego są to ważne pytania? Bo szkoda kupować zjazdówkę, gdy nie mam czasu pojechać w góry na zawody, albo żeby sobie pozjeżdżać.
Szkoda kupować kolarzówkę, jeżeli lubię jeździć w samotności po lesie. Urok kolarstwa szosowego polega na jeździe w grupie. A start w zawodach może zakończyć się kraksą (trzeba brać to pod uwagę).
Szkoda kupować górala, jeżeli nie kręci ciebie zjeżdżanie po górskich szlakach i jeżeli nie możesz przynajmniej dwa razy w miesiącu pojechać w góry na rower.
Tak więc odpowiedź na pytanie – co wybrać – kolarstwo górskie czy szosowe jest taka: zacznij po prostu jeździć. Wyjeżdżasz z domu i jedziesz przed siebie. I w głowie pojawiają się różne zajawki: a może zjechałbym z miejskiej górki? A może pocisnąłbym po asfalcie? A ciekawe, ile wykręca ten znajomy, co ostatnio jeździ na takiej czerwonej kolarce? A może bym się z nim zmierzył?
I w twojej głowie pojawią się odpowiedzi. I wtedy będziesz wiedział, jakie kolarstwo wybierasz: górskie czy szosowe? Bo będziesz wiedział, jakie kolarstwo cię kręci, jakie cię motywuje, jakie jest w twoim sercu.
Inny problem, to miejsce, w którym mieszkasz. Jestem zdania, że trzeba wybierać takie kolarstwo, które możesz bez większych komplikacji trenować. A więc nie można trenować kolarstwa górskiego, gdy nie ma się choćby jednej małej górki miejskiej. No i gdy nie można przynajmniej raz w tygodniu pojechać na jakąś większą górkę – czyli dłuższy podjazd.
Z kolarstwem szosowym jest podobnie. Ale tu trzeba wziąć pod uwagę warunki startu: czy nie boję jechać się w peletonie? Czy nie boję się kraks? Bo w kolarstwie górskim zdarzają się kraksy, ale rzadko i najczęściej po starcie. Ale jest większe ryzyko wywrotek na trasie.
Tak więc odpowiedź na pytanie – jakie kolarstwo wybrać – wynika z następujących wniosków:
– trenuj takie kolarstwo, które jest dla ciebie najłatwiej dostępne (warunki, sprzęt);
– które ci się podoba – kręci cię to. Bo gdy przyjdzie kryzys w cyklu treningowym, powiesz sobie: ale ja przecież kocham to robić – i zbierzesz się na rower;
– w którym będziesz miał bodźce, aby trenować i się rozwijać – możliwości startu, konfrontacji z innymi, określania nowych celów sportowych.
Jak dla mnie, dziś najbardziej dostępne jest kolarstwo górskie w formacie maraton – duża łatwość realizacji treningów, stosunkowo tani sprzęt (na początek), różne możliwości startu. Do takiego kolarstwa zaliczam także wyścigi po płaskim, ale drogami polnymi i szutrowymi. Tak więc wszelkiego rodzaju maratony rowerowe w terenie.
I właściwie takie kolarstwo jest najbliższe źródła: kiedyś, sto lat temu, też tak jeździli. I to jest najpiękniejsze, to jest istota kolarstwa.